Przyjaciele nie mają wobec siebie długów.
Dimon, dawniej wierny rycerz, teraz podstępny zdrajca pragnący zyskać tron dla siebie. Razem z Klanem Czerwonego Lisa chce uniemożliwić Cassandrze zdobycie władzy. Stara się o to, by ona i jej córka zginęły, dzięki czemu stałby się jedynym prawowitym dziedzicem korony. Czy mu się powiedzie? Czy Horace i Gilan zginą w forcie z dala od domu? Czy Cassandra będzie musiała się poddać?
Maddie zrzuciła już z siebie rolę nieogarniętej księżniczki i znów wskoczyła w szaty zwiadowcy. Tylko ona może znaleźć pomoc i uratować swoich bliskich. Stanie przed prawdziwym wyzwaniem, od którego będzie zależał los całego królestwa. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie brzemię wzięła na swoje ramiona, wkraczając w świat zwiadowców. I może uda się jej dokonać wielkich rzeczy… chyba że akurat ktoś stanie jej na dłoni, ale to już sprawa zwiadowców.
Pojedynek w Araluenie Johna Flanagana to na chwilę obecną ostatni tom z cyklu Zwiadowców. Tutaj poznamy finał opowieści o Klanie Czerwonego Lisa. Tak, jak wspominałam już w poprzedniej recenzji, ta historia bardzo przypomina mi Czarnoksiężnika z Północy i jego kontynuację, czyli Oblężenie Macindaw. A z każdą chwilą coraz bardziej. Nawet zaczyna się w podobny sposób, a mianowicie Maddie musi znaleźć sposób, by dotrzeć do Skandian i sprowadzić ich pod zamek. Tylko dzięki nim będzie mogła uratować królestwo.
Ten tom był dla mnie najsłabszy z całego cyklu. Nie brakowało tu akcji, pomysłów godnych zwiadowców czy władców i wspaniałych postaci. Mimo to nie był to już ten sam poziom, co w poprzednich tomach. Historia nieco się dłużyła. Poza tym momentami była zbyt przewidywalna. Nie jest to styl, którego spodziewałam się po Flanaganie. Jednak wydaje mi się, że na tym tomie nie może się skończyć. W końcu powinniśmy się dowiedzieć, jak Maddie połączy bycie zwiadowcą z królewskimi obowiązkami. A może coś zmieni się w królestwie i zgodnie z dawnym życzeniem Cassandry, tron nie będzie dziedziczony, a będzie się go otrzymywać w ramach wyborów?
Opowieść stoi niemal w tym samym punkcie, w którym zakończyła się w poprzednim tomie. Gilan i Horace siedzą w forcie, próbując jakoś się stamtąd wydostać i wrócić na zamek. Dla Cassandry, Duncana oraz części służby i rycerzy wieża stała się schronieniem. Odpierają wciąż ataki Dimona i nie widać, by jakoś szczególnie im coś groziło. Może i rycerz wpada na genialne pomysły, które mogłyby się powieść, ale przyszła królowa — z małą pomocą swojego ojca — będzie miała odpowiedź na każdy z tych zamachów. Co w pewnym momencie staje się nudne. I wydaje się, jakby tylko Maddie naprawdę coś robiła w tej historii.
Moją szczególną sympatię w tym tomie wzbudzili bohaterowie, których możemy poznać też w Drużynie. Są prawdziwą drużyną, która razem dokona wielkich rzeczy. Chociaż czasami dochodzi między nimi do sprzeczek, to jednak walczą ramię w ramię i zapominają o dawnych urazach. Potrafią na sobie polegać niczym zwiadowcy.
Nie zabrakło również humoru tak dobrze nam znanego z książek Flanagana. Gilan przekonał się, że rola dowódcy nie jest zbyt łatwa, zwłaszcza gdy jednym z uczniów jest księżniczka. Dlatego musi dawać dobry przykład i otulić się własnym płaszczem, śpiąc na gołej ziemi, gdy Maddie zajmie wygodne łóżko.
Zabrakło mi tu Willa i Halta. Choć z drugiej strony nie wiem, co mogliby tu zrobić. Czterech zwiadowców to za dużo jak na jedną sprawę. Według ich zasad jeden — najwyżej dwóch — powinien wystarczyć. Mimo to żałuję, że Flanagan nie znalazł dla nich większej roli niż uganianie się za pewną sprawą.
Autor pokaże również, że nie każdy żart jest śmieszny. A raczej, że żart powinien śmieszyć wszystkich, a nie tylko tego, kto go wykonuje. Jesper dosyć boleśnie się o tym przekonał.
Zakończenie jest piękne. Maddie pokazała, że już całkowicie wyzbyła się pragnienia, by zawsze być w blasku. Jak na zwiadowcę przystało, potrafi odsunąć się na bok i nieco umniejszyć swoja rolę. Mimo to chętnie słucha pochwał swojego nauczyciela.
Pojedynek w Araluenie Johna Flanagana to nie to, czego spodziewałam się po tym autorze. Oczekiwałam raczej nowej historii, a nie tej, którą już znam, ale nieco zmienionej. Mimo to chętnie przeczytam następny tom, gdy tylko się ukaże, i poznam kolejne przygody Maddie i jej nauczyciela.
Żart jest wtedy, kiedy wszyscy możemy się razem pośmiać. Ale kiedy robisz coś, co jest złośliwe, niemiłe i przykre dla drugiego, to nie jest żart. To okrucieństwo.
Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie, John Flanagan
Tytuł: Pojedynek w Araluenie
Autor: John Flanagan
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
Cykl: Zwiadowcy (tom XIV)
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 376
Język wydania: polski
Język oryginału: angielski
Gatunek: literatura młodzieżowa
Recenzje pozostałych części znajdziesz tutaj.
Seria młodzieżowa, ale wydaje się warta bliższego poznania
Osobiście polecam 🙂 Zwłaszcza poprzednie tomy.
Recenzja jak najbardziej ciekawa aczkolwiek Zwiadowcy jako cała seria (mimo że jestem fanem takich książek) nie przypadła mi do gustu.
Młodzieżówki nie każdemu dorosłemu odpowiadają 🙂
Szkoda, że ten tom Cię zawiódł. Oby kolejny był lepszy.
Mam nadzieję, że taki będzie 🙂 Ale na razie cykl skończył się na 14 tomie.
Może kiedyś przekonam się do tego typu literatury. Podoba mi się ten Klan Czerwonego Lisa i inne nazwy 🙂 Można nawet rzec, ze coś dla mnie hihi
W książkach fantasy nazwy często są niezwykłe 😀
Dlatego może z wiekiem dorastam w końcu do tego gatunku 🙂 a nie tylko psychologia, dramaty i poważne klimaty. W sumie świat fantazji ostatnio jest mi bliższy 🙂
Seria typowo skierowana do młodzieży, ale i dorosły może czytać z pewnością
Zgadzam się 🙂
Napewno zachwyca zdjęcie glowne
Jest to piękna okolica 🙂
Recenzja ciekawa, ale niestety nie moja tematyka.
🙂